Chrońmy Tarabuka

Na Browarnej w Warszawie jest takie miejsce, które od lat przyciąga osoby szczególne. Oczekujące od życia czegoś więcej, pragnące odbyć podroż po Świecie, który pozornie jest już niemodny… Może nie tak elegancki, błyszczący i powierzchowny. Nie dający również prostych odpowiedzi, a wręcz przeciwnie, skłaniający do poszukiwań odpowiedzi coraz głębiej i dalej.

Aby zrozumieć ten fenomen, należy sięgnąć o jedno piętro głębiej swoich przekonań, spojrzeć poza horyzont codzienności… zatrzymać się w codziennym pędzie i pozwolić poprowadzić się w ten szczególny Świat.

Przyznaję, że osobiście długo dojrzewałem, do zrozumienia tego fenomenu, bywałem w Tarabuku wielokrotnie i nie od razu chwyciłem filozofię prowadzonego przez Państwa Bułatów rodzinnego przedsięwzięcia. Nie do końca to księgarnia, nie znajdziesz tu najgłośniejszych, modnych i popularnych  bestsellerów. Wystarczy jednak sięgnąć ręką do dowolnej półki, aby nawet z zamkniętymi oczami wyciągnąć pozycję, która w założeniu właścicieli ma poruszyć, pobudzić do refleksji, sprowokować do innego myślenia, a przynajmniej podjęcia próby przyjęcia innego punktu widzenia. Trudno gdzie indziej znaleźć choćby zbliżoną ofertę książek z zakresu antropologii kultury, duchowości, filozofii życia ale i umierania. Jakub nie boi się podejmowania najtrudniejszych tematów, wychodząc z założenia, że zamknięcie oczu nie sprawia, że temat, bądź problem nagle sam znika.

Nie jest to również tak do końca kawiarnia, owszem, wypijesz przepyszną kawę z kardamonem, zjesz obłędne ciasto bezowe z wiśnią, posilisz czymś konkretniejszym, ale stare fotele, kanapa mająca najlepsze czasy już dawno za sobą stanowią dość odległe wyobrażenie eleganckiej kawiarenki na Powiślu. Trudno znaleźć tu wyposażenie rodem ze Starbucks’a czy Costa Coffee.

Sebastian Margalski i Jakub Bułat - Tarabuk

Z Jakubem Bułatem znamy się od dobrych kilku lat, wspólnie pełniliśmy funkcję członków zarządu stowarzyszenia Inicjatywa Firm Rodzinnych. Ja pojawiłem się w zarządzie nieco wcześniej, Kuba został tam do dziś. To w Tarabuku odbywają się nadal spotkania mazowieckiego koła firm rodzinnych, stanowiące punkt wyjścia wielu ciekawych inicjatyw ludzi, zainteresowanych społecznością firm rodzinnych. Nasze drogi z Jakubem przecięły się również dość zaskakująco dla mnie w Szkole Liderów, gdzie Jakub pełni rolę mentora programu PAFW.

Nie we wszystkim z Jakubem się zgadzam, na wiele tematów mam inne zdanie, inne wyobrażenie choćby o prowadzeniu biznesu. Ale czy inne zdanie przekreśla możliwość rozmowy? Dla mnie wprost przeciwnie, za najwyższą wartość uznaję możliwość twórczego dialogu z osobami także, a może szczególnie o odmiennych poglądach. Pod warunkiem, że okopy własnych przekonań uda się choć na chwilę zamienić w intelektualną rozrywkę, próbę dyskusji o alternatywnych spojrzeniach na dany temat. Tak zaczynam rozumieć i sam sobie tłumaczyć istotę dojrzałości. Z kolejnymi latami na karku coraz wyraźniej dostrzegam wartość ludzkich doświadczeń, których symbolem mogą być pojawiające się z każdym rokiem na skroniach siwe włosy oraz te szczególne ślady pod oczami, które tak uporczywie chcemy wygładzić.

Życie w Tarabuku toczy się w innym, nieco alternatywnym tempie. To stanowi fascynującą, choć dla mnie początkowo trudną do zrozumienia filozofię życia. Codzienne tempo, chęć zaimponowania znajomym, kolejne gadżety, to wszystko sprawia, że „musimy” żyć szybciej, bardziej, mocniej, czyli intensywniej przeżywać każdy dzień. Czy aby na pewno musimy?

Czym zatem właściwie jest Tarabuk?

Ideą, którą chyba najtrudniej było mi zrozumieć jest to, że Tarabuk ma wymiar nie tyle biznesowy, co społeczny. Czasem w świecie jedno z drugim udaje się połączyć, przekładając przedsięwzięcie również w sukces finansowy. Jestem dość niecierpliwy i sam bym chciał mieć i to i to. Patrząc z tego punktu widzenia, rodzinna księgarnia takiego sukcesu nie osiągnęła. W sumie to jest nawet jeszcze trudniej, gdyż od kilku  dobrych lat istnieje trudny do zrozumienia konflikt najemcy ze Spółdzielnią Mieszkaniową Radna, od której rodzina wynajmuje lokal. Spółdzielnia w niejasnych okolicznościach stara się pozbyć lokatora, nie wskazując dlaczego właściwie chce to zrobić. Jednym z argumentów jest chęć podniesienia prestiżu okolicy osiedla oraz brak odpowiedniej oferty Tarabuka dla szerszego grona odbiorców… Taką ofertę zapewne posiada niedawno otwarty obok sklep ogólnospożywczy, powstały w miejscu istniejącej tu jeszcze w ubiegłym roku kultowej Grawitacji.  Wtedy ponoć skarżyli się mieszkańcy, na hałasy i zapach tytoniu.  Zapewne sklep również stać na ambitniejszą kwotę czynszu.

Oczywiście każda sytuacja ma swój własny kontekst i należy rozpatrywać ją indywidualnie. Oczywiście mam również własne zdanie na ten temat, zapewne inaczej poprowadziłbym ten biznes, być może udałoby mi się nawiązać bardziej twórczy dialog z władzami Radnej, inaczej wyposażyłbym księgarnię, inaczej umeblował, ale czy potrafiłbym stworzyć z tego miejsca fenomen kultury?

A właśnie w tym kontekście warto przyjrzeć się temu miejscu, jako swoisty, choć jednak niszowy Dom Kultury. To z jednej strony największa jego wartość, ale również najsłabsze ogniwo, które prowokuje kłopoty. Bo czy w zalewie medialnego hałasu, błyszczących marek premium, pozornej elegancji i blichtrze jest jeszcze miejsce na niszowość i brak pośpiechu? Kultura popularna kształtowana jest w biegu, a kolejne mody kreują najczęściej światowe koncerny, których budżety śmiało mogłyby utrzymać niejedno miasto. W tej narracji trudno dostrzec chęć głębszego spojrzenia na dany temat, choćby próby podjęcia poszukiwań alternatywnych przyczyn, prowokowania głębszych dyskusji. Liczy się dynamizm, spełnianie często pozornych potrzeb, tempo, news, nowoczesne kolory i wyraziste proste dźwięki. Nie ma czasu, bo w kolejce oczekuje już kolejna moda, trend i związana z tym medialna machina.

Czy instytucje takie, jak Tarabuk powinny/mogłyby otrzymywać wsparcie finansowe od władz lokalnych? Tak jak dzieje się to choćby z domami kultury? Przyznam szczerze, nie wiem. Może pomysłem byłoby powołanie fundacji, która przejęłaby aktywność kulturalną? Są mądrzejsi ode mnie, którzy zapewne łamią sobie na ten temat głowy. Nie jest jednak proste, a być może właściwie możliwe, aby ambitnym pomysłom konkurować choćby z międzynarodowymi sieciami handlowymi. Te często w biznesplanie swojej ekspansji mają wpisane wieloletnie dotowanie nowych rynków. My - społeczeństwo trochę wstydzimy się tak pojmowanego patriotyzmu, wiem, bo sam kilka lat temu zrobiłem eksperymentalne badanie społeczne na próbce ok. 200 osób. Jego wyniki były dla mnie mocno zaskakujące.

Wolny rynek stanowi ciekawy logicznie wątek. Bardzo ambitnie podszedł do tego p.Ryszard Florek prezes firmy rodzinnej Fakro, powołując szczególną w swojej istocie Fundację Pomyśl o Przyszłości.

Czy wiesz, że na tym „zgniłym zachodzie” często wprost wspiera się instytucje/firmy, które stanowią swoistą tożsamość danego miejsca, miasta, kraju? Pozwalając na znikanie z naszych ulic miejsc, takich jak Tarabuk, zakładów rzemieślniczych, drobnych wytwórców, pozbawiamy się własnej tożsamości.

Nazywam to genotypem miejsca, czegoś, czym wyróżnić się możemy od milionów innych podobnych miejsc. Każdy z nas chce czuć się wyjątkowo, a co stanowi o tej wyjątkowości? Na czym innym może polegać istota dbania o wspólne dobro? Czy miejsce może stanowić tożsamość społeczeństwa?

W debacie publicznej coraz głośniej dają o sobie znać środowiska tzw. ruchów miejskich. Oczywiście to wątek na zupełnie inną i niemniej wielowątkową dyskusję, niemniej patrząc choćby z perspektywy innych miast, mogą to być niezwykle inspirujące doświadczenia.

Jeśli chcesz zadać mi pytanie, „Chronić Tarabuka, czy nie?” odpowiedziałbym - chronić! Stanowi naszą miejską tożsamość, jedną z wielu, które na naszych oczach mogą zniknąć, w miejsce kolejnej sieci.

Sebastian Margalski Tarabuk

 

Sebastian Margalski

sierpień 2015

 

 

galeria zdjęć -> link

Ciekawe linki

Zapraszam do przeczytania również

Marzyciele, czy rzemieślnicy?Pamięć pokoleniowa, czyli Mniej więcej w centrum Europy, czyli mentor pilnie poszukiwany!Słodkie owoce mrówczej pracyRefleksje o mentoringu firm rodzinnychMarzenia nie tylko dla naiwnych

 

Back to Top